» Blog » Konwenty umierają? - 'polemika'
02-11-2008 23:09

Konwenty umierają? - 'polemika'

W działach: Konwenty, Polemika, Niedomyślenia | Odsłony: 3

Konwenty umierają? - 'polemika'

Duce, Idie-lamer, którego nawet inni Indie-lamerzy nie chcą na swoim forum, ostatecznie zszedł na psy i w niewyszukany sposób dyskredytuje konkurencję, ale z nim akurat postanowiłem nie wdawać się w blogową polemikę, ograniczyłem się do krótkiego acz dosadnego komentarza. ;]

Znacznie ciekawsze rzeczy pisze na blogu Borg, który bierze na tapetę "problem konwentowy" w Polsce". Wpis swój nazwałem polemiką w cudzymsłowiu, bo w zasadzie z większością spostrzeżeń Borgowych się zgadzam (poza rzekomą "wymianą pokoleniową", która sprowadza się do informatyzacji braci fandomowej, prowadzącą rzekomo do destrukcyjnych dla organizacji konwentów flejmów na wewnętrznych forach. IMO to akurat bzdura wierutna, bo jeśli ludzie chcą się wzajemnie pokur... to zrobią to za pośrednictwem dowolnego medium: forumowo, telefonicznie, telegraficznie, a czasem wręcz osobiście). W każdym razie faktem jest, że po okresie niedawnego boomu nastąpiło w tym roku pewne przesilenie, a przyszły nie napawa optymizmem, jeśli spojrzymy na zapowiedzi ilościowo. To akurat było do przewidzenia, zwłaszcza, że już koło roku 2006 słyszałem parę opinii o "modzie na organizację konwentów". Moda, jak wiadomo, ma to do siebie, że mija i to zwykle prędzej niż później.

Co to oznacza dla przyszłości konwentów Borg się pyta, ale nie odpowiada. Przynajmniej teoretycznie, bo już tytuł wpisu sugeruje, że skutek będzie dla ruchu fandomowego raczej pesymistyczny. Czy rzeczywiście? Konwentów będzie mniej, wszystko na to wskazuje – zgoda. Ale co z tymi które jednak się odbędą? Spróbujmy zaprognozować sobie sytuację tych największych.

Pyrkon – tu akurat sytuacja jest jasna. Można spokojnie przyjąć, że Poznań pod koniec marca nawiedzi 2000 fanów fantastyki z górką. Biorąc uwagę możliwy progres popularności boję się wręcz o przyszłoroczną edycję Pyrkonu, bo jeśli organizatorzy nie wyskoczą z jakąś doskonałą a obszerną lokalizacją, uczestnicy mogą się ukisić we własnym sosie. Ale pomijając problemy logistyczne, faktem jest – dwutysięcznik w 2009 będzie.*

Falkon – ciężko wyrokować o edycji przyszłorocznej, kiedy tegoroczna jeszcze nie minęła. Biorąc jednak pod uwagę, że Falkon przez cały okres istnienia wykazywał stałą, stosunkowo wysoką tendencję zwyżkową (z małym wyjątkiem w roku 2006, kiedy mieliśmy niewielki spadek spowodowany lubelskim Polconem odbywającym się raptem trzy miesiące wcześniej, który nieco uczetników Falkonowi odebrał), można przyjąć, że skoro w zeszłym roku mieliśmy mniej więcej 1150 osób, w tym spokojnie możemy spodziewać się ok. 1300, a w przyszłym – nawet 1500. Znaczy się, jako świeżo upieczony organizator konwentu jestem zdania, że w przyszłym sezonie możemy spokojnie wyciągnąć i 2000+ jeśli się dostatecznie zmobilizujemy, ale nie popadając w zbytni optymizm, przyjmijmy po prostu, że mamy tysięcznik.

Polcon – tutaj w sumie na dwoje babka wróżyła. Z teoretycznie najważniejszym konwentem w Polsce sytuacja bywa różna w zależności od organizatorów. Edycja najbliższa, łódzka, ma być, zdaniem Tredo (koordynatora) równie udaną pod względem ilościowym i jakościowym co słynna już edycja wawska. Nie wiem, jak mają się sprawy „od kuchni” i na ile można ten optymizm podzielać, ale chyba można założyć, że Łódź ma jednak możliwości i nawet jeśli plan zostanie zrealizowany w połowie, kolejny tysięcznik w kalendarzu można odhaczyć.

Avangarda – najmłodszy z „wielkich graczy” konwentowych, ale bardzo prężny, bo w tym roku zaliczył niemal 3-krotny wzrost popularności (z 300 do bodaj 800 osób). Organizatorzy, z tego co słyszałem, liczyli nawet na tysiąc konwnetowiczów w minionej edycji, z czym IMO nieco się przeliczyli, bo nie można oczekiwać, że konwent mały (trzy poprzednie edycje pozostawały w okolicach tej pierwszej liczby) stanie się w ciągu jednego roku nagle wielkim. Ale w 2009? To w końcu Warszawa, która powinna wreszcie doczekać się dużego stałego konu, a budynek szkoły którą wynajmują jest na tyle wielki, że sądzić mogę, iż wspomniani orgowie Pyrkonu wzięliby go z pocałowaniem ręki. O ile wszystko zostanie zorganizowane nie gorzej niż w minionej edcji – mamy trzeci tysięcznik.


O pozostałych konwentach się nie wypowiem, wydaje mi się, że to tyle, jeśli chodzi o te największe, choć mogę się mylić (ciekawym na przykład co z Coolkonem, który Borg zresztą organizował – gdyby wrócił, mógłby spokojnie powalczyć o miejsce w poniższym zestawieniu). Mamy, z realistycznego jak mi się zdaje punktu widzenia, jeden kon dwutysięcznoosobowy i trzy – tysiącosobowe. Biorąc pod uwagę, że jeszcze dwa lata temu fandom wyciągał góra jeden gromadzący osób tysiąc, a ta granica wydawała się absolutnie nie do przeskoczenia w polskich warunkach dopóki nie podliczono frekwencji na Polconie 2007 – czy można to nazwać ZŁĄ prognozą?

Dla mnie sytuacja na naszym „rynku” konwentowym zmierza powoli do tej na Zachodzie. Tam, w USA czy Anglii, mamy przecież kilka wielkich konwentów oraz mrowie małych, lokalnych. U nas powoli klaruje się to samo, tyle że, biorąc poprawkę na naszą sytuację gospodarczą, w mniejszej oczywiście skali. Jest to pokłosie boomu właśnie – on nie tyle się załamał, ile po prostu przeminął, wracając do „rynku” normalnego, ale znacznie silniejszego niż te pięć lat temu. Wiele konów zeszło ze sceny, ale pozostały te najsilniejsze, wzmocnione rywalizacją, profesjonalizacją i napływem uczestników przyciągniętych przez boom.

Borg bardzo dobrze podsumowuje tę zmianę „klątwą” gigantów pochłaniających drobnicę. Oczekiwania uczestników rozpasanych z jednej strony przez liczbę konwentów, a z drugiej strony przez jakość tych najlepszych wzrosła w ostatnich latach i podołać jej mogą tylko ci o ugruntowanej pozycji. Ci także mają znacznie większe możliwości. W przeciwieństwie do rednacza IK oceniam tę sytuację jako absolutnie dobrą. Brak wyboru? Przecież lokalne kony wcale nie umarły, a te duże podzieliły się IMO całkiem nieźle na kalendarzu konwentowym – Pyrkon na wiosnę, Ava – lato, Polcon – lato/jesień i wreszcie Falkon – jesień/zima.

Duża odległość dla osób z pozostałych miast? Duzi pochłaniający małe imprezy? Ha, niby tak, ale zastanówmy się: przecież, jak już się przekonaliśmy, duże konwenty mają znacznie większe możliwości reklamy (Polcon – spoty w AXN, Pyrkon – billboardy w całej Polsce, Avangarda i Falkon – plakaty rozklejone w całej Warszawie/Lublinie; Falkon zresztą jeszcze niedługo pokaże promocyjny pazur). Reklama zwiększa zainteresowanie i liczbę uczestników, a ci mogą w końcu zasilić fandom. A za jakiś czas – zacząć organizować mniejsze konwenty we własnych miastach. Wtedy, za parę lat, może okazać się, że ogólna liczba imprez znowu wzrasta. A wtedy nie będzie to już tylko chwilowa moda, ale trwała sytuacja.

 

 

* Każdy zwrot ”będzie” należy oczywiście czytać jako „będzie z wysokim prawdopodobieństwem”, ewentualnie „będzie, o ile organizatorzy nie spieprzą na całej linii, główny koordynator nie trafi do więzienia za malwersacje finansowe, budynek konwentu nie spłonie na parę dni przed konwentem, nie wprowadzą stanu wojennego albo nie trafi się inna bardzo losowa sytuacją”, których to uściśleń autor nie dodawał z przyczyn oczywistych.**

** Tj. czytelności tekstu, własnej wygody i wiary w zdrowy rozsądek czytelnika.

Komentarze


borg
    @Informatyzacja
Ocena:
+1
Nie informatyzacja, ale rzekłbym "wirtualizacja" fanodomu jest negatywnym zjawiskiem. No niech mi ktoś powie, że teraz większość fandomowej pary nie idzie w gwizdek w postaci pisania na forach i innych mediach - koniecznie publicznych (żeby się móc polansować wśród znajomych, nie tylko udowodnić cośtam konretnej osobie).
03-11-2008 13:01
Siman
   
Ocena:
+2
IMO para idzie tam, gdzie inne drogi są niemożliwe (jak porozumieć się z fandomowymi znajomymi poza swoim miastem? Nie zawsze ma się numery telefoniczne do wszystkich). W przypadku organizacji konwentu jeśli organizatorzy nie popełnią dosyć karygodnego IMO błędu, aby komunikacja odbywała się TYLKO drogą forumową, podczas gdy jest możliwość zebrania się bezpośrednio (a zazwyczaj zdecydowana większość jest z tego samego miasta), to wszystko powinno być okej. No chyba, że ktoś taką ma naturę, że musi sobie poflejmować, ale na czynnik ludzki nic nie poradzimy.

Para w gwizdek zawsze szła w lansowanie się AFAIK, teraz mamy tylko większe możliwości po temu. Jak ktoś chce zrobić imprezę, internet bardziej mu w tym pomoże, niż zaszkodzi.


PS. Nadal jestem ciekaw co z tym CoolKonem. ;]
03-11-2008 14:04
Repek
    @borg
Ocena:
+3
Dlaczego negatywnym? Oczywiście, nikt tu nie odkrył Ameryki stwierdzeniem, że Internet zabija fandom w tradycyjnej formie. To było już widać parę lat temu.

Ale obecność netu ma masę dobrych stron. Przede wszystkim przyspiesza wymianę myśli i nawiązywanie kontaktów. Daje też inne doświadczenia, całkiem przydatne w codziennym życiu.

Nie jestem przy tym przekonany, że to przez działalność w sieci ludziom nie chce się robić konów. Imho dochodzi również wiele innych czynników, które odciągają od tego typu działalności. Gdyby było inaczej, mielibyśmy zalew ludzi, którzy chcą coś robić w serwisach. JA niczego takiego nie dostrzegam.

Pozdrówka
03-11-2008 15:59
borg
    @repek
Ocena:
+1
Tak masz racje - zwirtualizowanie fandomu, to tylko drobny wycinek problemu - o innych napisałem na swoim oryginalnym wpisie.
04-11-2008 10:36

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.