» Blog » Wielkie polecanki muzyczne
28-08-2008 04:49

Wielkie polecanki muzyczne

W działach: Muzyka, Prezentuję i objaśniam, Polecanki | Odsłony: 1

Wielkie polecanki muzyczne

Zbierałem się do tego wpisu długo i nie mogłem się zdecydować, jaką formę przybierze - co polecać, więcej czy mniej, dłużej o każdym zespole czy krócej. Ale jak przyznałem się dzisiaj na forum zasoby (nielegalne, cóż) mam na dysku naprawdę wielkie i, co bardziej zaskakujące, wszystkich ich regularnie słucham. Przekrój gatunkowy też mam duży. W zasadzie bez mała, słucham wszystkiego: jazzu, bluesa, punku, muzyki poważnej, soudtracków i wielu różnych gatunków rocka, metalu i muzyki elektronicznej. Do tego trochę poezji śpiewanej, popu i reggae. No i mieszanek gatunkowych wszystkich powyższych (blues rock, metalcore, nu jazz etc.). Czyli wszystkiego co mi wpadnie w ręce. Ciężko mi się więc się zdecydować na coś konkretnego, więc przyjąłem tylko jeden klucz: wykonawcy (raczej) nieznani lub mało znani (a zazwyczaj mocno niedoceniani). Bo mogę was oczywiście katować, że Led Zeppelin, Opeth, Tool czy Rage Against the Machine to genialne zespoły, ale te nazwy pewnie przynajmniej obiły wam się o uszy i albo dobrze to wiecie, albo i tak was nie przekonam. Czyli będzie niszowo, ale wcale nie undergroundowo. No, ale jedziemy. Zacznę od całych zespołów, potem przejdę do tych, których znam tylko pojedyncze płyty albo tylko te mnie przekonały, więc tylko te mogę polecić. Acha i przepraszam za ilość miodu, jaki wyleję nad wykonawcami, których przeuwielbiam. Kolejność alfabetyczna, linki do Last.fm i you tube (acha - polecam utwory spośród tych, które są dostępne na YT, dla ścisłości. Czasem wybór jest, czasem nie ma).


WYKONAWCY



Amon Tobin (1996-teraz)

Król muzyki elektronicznej. Nikt nie ma takiego brzmienia. Połamane rytmy i melodia robiona na przykład z kapania kranu albo warknięć tygrysa bengalskiego. Co bardziej zaskakujące, to naprawdę działa! I sprawia, że każdy utwór jest nie do powtórzenia. Plus soundtrack do Splinter Cell 3: Chaos Theory. W grę nie grałem, ale za muzykę powinna dostać 10/10.



Bonobo (2000-teraz)

 

Jeśli Amon jest królem elektroniki, Bonobo jest księcem chilloutu. Klimat magiczny, nienachalny, muzyka elektroniczna zrobiona z sampli jazzowych. Ale jak! Prostota geniuszu, geniusz w prostocie. Tego się da opisać, tego trzeba posłuchać. Na najnowszej płycie dochodzi damski wokal, który zmienia nieco brzmienie, ale na pewno nie na gorsze.



Cathy Davey (2004-teraz)

Irlandzka wokalista o specyficznym, ale pełnym uroku głosiku grająca lekki, prawie popowy rock. Jeden z tych wykonawców, który, gdyby został odkryty przez tych co trzeba, mógłby zawojować listy przebojów, jakością pobijając większość tego, co tam zazwyczaj się pojawia. Na razie zdobywa umiarkowane uznanie w swoim nie za wielkim kraju. A na laście dostaje tagi “irish music better than U2”.



Fink (2001-teraz)

 

Jeden z tych geniuszy, na którym świat się nie poznał (póki co). Tym gorzej dla świata. Co ten człowiek robi zaledwie jednym głosem, jedną gitarą i kilkoma samplami w tle! Robi spokojny, delikatny klimat o takim powerze, że ciary przechodzą. Raz za razem. Moje największe muzyczne odkrycie od paru tygodni. Okładka jaką widzicie na górze notki pochodzi właśnie z jego płyty "Distance And Time" z zeszłego roku. Ach – podziękowania dla przyszłej żony Ducego, gdyby nie jej lastowa lista z Finkiem w pierwszej trójce na który przypadkiem niemal kliknąłem, byłbym znacznie uboższy muzycznie.

 

 

Green Carnation (1990–1991, 1999−teraz)

 

Najpierw grali death/doom, potem rozeszli na 6 lat, a potem zaczęli grać bardzo interesujący progresywny metal. Pierwszego etapu twórczości nie znam, ale ten nowy ma w sobie wiele uroku. Nic szczególnie odkrywczego, ale np. płyta “Light of Day, Day of Darkness”, skłądająca się z jednego, 60-cio minutowego utworu chodziłą za mną długo. A “Sweat Leaf” to mniej więcej taka balladowa odskocznia, co w przypadku “Damnation” Opetha.

 

 

Joe Bonamassa (1994-teraz)

Kolejny geniusz, kolejny niedoceniony. Blues i blues rock na najwyższym poziomie. Joe udowadnia, że sformuowanie „czuć bluesa” nie wzięło się z powietrza. Co rok nowa płyta i co rok lepsza. Dwadzieścia lat temu stałby się pewnie gwiazdą światowego formatu, dzisiaj – cóż. Czapki z głów tak czy inaczej.

 


Kyuss (1989 – 1995)

Zapomniany twórca gatunku stoner rock z lat 90-tych. Znany zapewne lepiej Queens of the Stoneage to bezpośrednie przedłużenie tej grupy, założone przez gitarzystę zaspołu Josha Homme. Też świetny. Ale jeśli powiedzą wam, że to stoner - nie wierzcie! Stoner to piaskowe, niby-garażowe brzmienie i pustynna atmosfera czerpiąca z klasyków rocka (tyle że ciężej). Jednym słowem: Kyuss.

 

 

Morphine (1989–1999)

Wyobraźcie sobie typowy zespół rockowy, tyle że zamiast gitary elektrycznej wstawcie... saksofon barytonowy. Gryzie się? Skądże, pasuje idealnie i daje utworom nietuzinkowy retro-klimat. Poza tym bywa flegmatycznie, co wcale nie znaczy, że bez energii. Pomysł sam w sobie genialny, nie rozumiem czemu żaden inny zespół go nie przejął. Wokalista i lider, Mark Sandman, prawie dziesięć lat temu zmarł na atak serca w trakcie koncertu – dokładnie w taki sposób, jak sam powiedział wcześniej w którymś wywiadzie, w jaki chciałby umrzeć. Szkoda, że tak młodo...

 


Motorhead (1975–teraz)

Kolejny zespół z serii zapomnianych (chyba?) klasyków, tym razem heavy metalu z cięższym brzemieniem, które potem zainspirowało Metallikę do stworzenia thrashu. “Ace of Spades” zmiata wszystko, ale warto też wsłuchać się w inne kawałki. Płyt wydali ze 20 i wydają nadal, więc jest z czego wybierać.

 


PŁYTY


BeirutThe Gulag Orkestar (2005)

To zespół, którego jedną płytę polecam, bo reszty nie znam. Ale muszę koniecznie poznać. Pochodzą z USA, a grają folk inspirowany ludową muzyką słowiańską (głównie chorwacką i bułgarską, tak przynajmniej mówią znawcy, ja się nie znam). O dziwo, chyba najbardziej popularny ze wszystkich tutaj wymienionych, w każdym razie pod względem odsłuchań na laście bije je na głowę. no, poza Aguilerą). Intrygujące i nastrojowe, a przy tym swojskie, choć przyznam, że aby ich słuchać, muszę mieć na to nastrój.

  • Polecany utwór: Elephant Gun (z innej płyty, niestety, ale też niezły)

 

 

Christina AguileraBack to Basics (2006)

Wiem, zda się po nazwisku, że to szit i popowa komercha. Przyjrzyjcie się więc bliżej, a zobaczycie, jak zyskuje przy drugim spojrzeniu. Może Christina na poprzednich albumach prezentowała się na poziomie rozmaitych bezbarwnych Britneyów, ale tutaj nabrała koloru. Weszła do zestawienia, bo to jedna z nielicznych artystek, która jest dobrze znana, a przy tym niedoceniana. Jest w tym trochę soulu, trochę czystego popu, a przede wszystkim – oryginalny kilimat lat 20-tych, który można poczuć nie tylko na teledyskach. “Hurt” był jedyną balladą usłyszaną w radiu od ładnych paru lat, która mnie ruszyła na tyle, by ściągnąć ją na dysk. A potem i resztę płyty.

  • Polecany utwór: Hurt  

 


Exodus - The Atrocity Exhibition - Exhibit A (2007)

Ci panowie, choć grają dłużej od Metalliki, ciągle wiedzą jak napie... rniczać rasowy thrash metal. Płyta wydana w 2007 roku trzyma poziom tego gatunku ze swoich najlepszych czasów (czyli lat 80-tych), a ciążkością nawet idzie mocniej. Raczej dla fanów gatunku, co bynajmniej nie jest wadą.

  • Polecany utwór: Riot Act (teledysk durny jak nieszczęście ;))

 


Matt UelmenDiablo II OST (2000)

Niektórzy twierdzą, że rządzi OST do jedynki, a do dwójki posysa i conajwyżej ubogo rozwija te dźwięki, które dały tak świetny klimat pierwszemu Rogatemu. Bzdury gadają – rozwija po mistrzowsku. Bez wątpienia świetna ambientowo-folkowa mieszanka, którą akurat większość powinna kojarzyć z samej gry.



NileIthyphallic (2007)

W sumie nie powinienem wrzucać tu tej płyty, bo każdy fan death metalu pewnie ją zna (a na pewno powinien), a reszta raczej się nie przekona. Dla mnie za ciężkie na słuchawki, z głośników zjem wszystko. Tak czy inaczej: dobrze przemyślana płyta z rasowym deathem, posmarowana solidną porcją klimatów i tekstów egipskich. Solić nie trzeba.


 
Protest the HeroFortress (2008)

Ich pierwsza płyta, Kezia, nie powala, ale tegoroczne Fortress wyjęło mnie z butów. Progresywny metalcore – obłedna mieszanka. Tempo ściga się ze zmianami rytmu i melodii. Dla fanów muzyki ciężkiej i pokrętnej, reszta niech się nie zniechęca, tylko przesłucha przynajmniej trzy razy (ja też musiałem). Był moment, że tej płyty słuchałem w kółko, a żadko mi się to ostatnio zdaża.

 

 

PusciferV is for Vagina (2007)

Jednoosobowy projekt wokalisty Toola, Maynarda Keenana. Ale nie jest to bynamniej prograsywny metal, tylko industrial. Ironiczne, niebanalne, ale dzięki tej płycie zainteresowałem się industrialem i poznałem choćby genialne Nine Inch Nails. Płyta Maynarda może nia ma tyle geniuszu i prezentuje inny klimat, ale to nadal coś, czego trzeba posłuchać. Dzięki utworowi “Dozo (Version 3)” wpadłem na pomysł filmu w klimatach postapokaliptycznego westernu. Może kiedyś zrealizuję. ;) A jak nie, to zrobię erpega. :P

  • Polecany utwór: DoZo



SerartSerart (2003)

Efekt współpracy Serj Tankiana z SoaD z muzykiem folkowym, Arto Tuncboyaciyanem. Tego drugiego oczywiście kompletnie nie znam i w życiu nie wymówiłbym jego nazwiska, co nie wpływa w żaden sposób na odbiór tej, skondinąd bardzo dobrej, płyty. Folk, hmm, afrykański? z elementami rocka i specyficznego, wiecznie modulowanego głosu Serjego. Pozostałe zresztą też są specyficzne. Raczej eksperyment, ale udany.



Skalpel - Skalpel (2004)

A to już polska perełka. Jedyny polski zespół przygarnięty przez kultowe brytyjskie wydawnictwo Ninja Tunes. Niestety jak na razie za wiele nie wydali, chyba mają drugą płytę, ale nijak jej zdobyć mi się nie udało. To znów chillout, choć w innym niż Bonobo stylu. Czuć, że polskie (to zaleta), zresztą któraś z Zachodnich gazet jazzowych stwierdziła, że to jedyna grupa z byłego bloku wschodniego, która w ciągu ostatniej dekady coś wniosła do gatunku.



SoundgardenSuperunknown (1994)


Dziesięć lat temu dostali łatkę zespołu grungowego, IMO na tej samej zasadzie co SoaD nu metalowego – bo nie było ich gdzie indziej wrzucić. Co nie zmienia faktu, że biją Nirvanę na głowę i dotrzymują kroku Alice in Chains, choć dzisiaj czas obszedł się z nimi gorzej, niż z dwoma wyminionymi. Na wokalu oczywiście świetny Chris Cornell, znany dziś raczej z płyt solowych i nagrań z ludźmi z RATM pod nazwą Audioslave.

 

 

TestamentThe Formation of Damnation (2008)

Nagrywali tę płytę prawie tyle, ile Axl nagrywa “Chineese Democracy” (swoją drogą, jak będzie ją wydawał w takim tempie, to Chiny naprawdę w końcu staną się demokracja i tytuł mu się przedawni ;) ), ale w końcu wyszła w tym roku. I o dziwo, warto było czekać! Kolejne thrashowe dziadki, które pokazują, że nie są gorsze od młodych gniewnych. W przeciwieństwie do Exodusu płyta nieco lżejsza i klasyczniejsza w brzmieniu. Wycisnęli z thrachu ostatnie soki - esencja gatunku.

 

 


I tyle. Mieszanka niezła, jak teraz na nią patrzę. Mógłbym co prawda jeszcze polecić trio Waglewski Fisz Eamde i ich “Męską Muzykę”, albo choćby piękne jazzowe “River (The Joni Letters)” Herbie Hancocka nagrane z takimi wokalami jak Norah Jones, Tina Turner czy Leonard Cohen, mógłbym... No właśnie, mógłbym tak jeszcze długo, a godzina robi się już nieprzyzwoita, a ja chciałbym, aby ten wpis miał taką długość, by znalazł się ktoś, kto dojdzie do tego zdania. Toteż niniejszym polecam (się na przyszłość) i pozdrawiam.

 

PS. Pisząc wpis słuchałem zespołu Gojira. Pogresywny death metal. Jeszcze się nie wgryzłem, ale ma spore szanse wejść do następnego zestawienia, jeśli się takie pojawi.

Komentarze


amnezjusz
    :)
Ocena:
0
Szkoda, że za godzinę mam pociąg na Polcon - gdyby nie on napisałbym dłuższą notkę. A tak to skrobnę tylko, że Bonamassa wybitnym gitarzystą jest! I doceniony został ale raczej tylko w tym wąskim blues rockowm światku, niestety. BTW, w grudniu daje on koncert w Poznaniu :D

Resztę kapel i płyt też w dużej mierze znam/lubię/bardzo lubię (Beirut, Exodus czy Green Carnation - którego "Light of..." jest naprawdę zacna (przede wszystkim ona bo takie 'Quiet Offspring" mimo, że zdecydowanie lżejsze i przewidywalne też jest ok).

Pozdrówka
28-08-2008 07:27
beacon
   
Ocena:
0
Wreszcie mogę wyjść z podziemia i się przyznać, że mam na półce dwupłytowe wydanie "Back to Basics" ;p Co do reszty - wiele znam, część kojarzę, a część mnie w ogóle nie interesuje. Jak większość regresywnego-pseud-progresywnego rocka. Ale i tak pozdro Szymek i sprawdzaj teksty zanim je wrzucisz - parę razy coś Ci się w pisaniu pomieszało ;p
28-08-2008 11:03
644

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
@beacon - Na przyklad Emade :)

A co do Joe - zgadzam sie calkowicie. Rewelacyjny koles, szkoda ze nie doceniony tak, jak powinien byc doceniony :)
28-08-2008 13:31
Siman
   
Ocena:
0
Upload do wydania poprawionego, uzupełnionego. Dorzuciłem lata aktywności lub datę wydania albumu i po jednym utworze z Youtube'a tak, żeby każdego korciło zerknąć i posłuchać ten jeden proponowany kawałek.

"sprawdzaj teksty zanim je wrzucisz - parę razy coś Ci się w pisaniu pomieszało ;p"
Sprawdź godzinę publikacji. Czuję się usprawiedliwiony. ;) Ale poprawiłem, co wychwyciłem.

Amnezjusz - to prawda, że fani bluesa doceniają, ale to grupa znacznie mniejsza, niż chociażby fani thrashu i w ogóle to gatunek raczej niepopularny (nie rozumiem czemu). I tym sposobem Bonamassa trafia w zupełną niszę, kiedy IMO mgółby do siebie przekonać również szerszą publiką.

"BTW, w grudniu daje on koncert w Poznaniu :D "
Właśnie sprawdziłem - na ticketon.pl bilety są sprzedawane do Chorzowa. ;) Ale w każdym razie rozważę pojawienie się. Wcześniej coś słyszałem, że w Polsce ma się zjawić, ale nic nie mogłem znaleźć - gdzie i kiedy, więc sądziłem, że to już było. :P
29-08-2008 00:14

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.